Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kończył swoje słodkie zapewnienia, a ja ujrzałem nagle twarz znajomą i tak byłem zdumiony, że mi zabrakło głosu.
Lecz przechodzący ulicą mężczyzna zatrzymał się również, mierząc mię oczyma.
— Copperfield! Czy podobna? — wykrzyknął nagle patetycznie i szeroko otworzył mi ramiona.
— Pan Micawber! — szepnąłem, wciąż jeszcze zdumiony widokiem londyńskiego przyjaciela, któremu w smutnych czasach zawdzięczałem wiele, ale właśnie ze względu na te czasy wolałbym go był nie spotkać przy Urji. Chciałem pożegnać Heepów i oddalić się z nim jak najprędzej, lecz na to nie pozwalała grzeczność Micawbera, który uznał za rzecz niezbędną przedstawić się memu „przyjacielowi“ i jego „czcigodnej“ matce. Zawiązała się znowu rozmowa ogólna i z trudnością udało mi się wymknąć wreszcie, obiecując odwiedzić państwa Micawber w hotelu.
Pobiegłem do nich nazajutrz i, bardzo serdecznie przyjęty, wysłuchałem długiej historji ich losu. Pan Micawber nie mógł dotąd znaleźć pracy, odpowiedniej jego zdolnościom, rodzina nie oceniała wielkich cnót tego człowieka i jej pomoc nie była nigdy wystarczająca. Mieszkali znów w Londynie, a do Canterbury sprowadziła ich tylko chwilowa nadzieja znalezienia tutaj zajęcia.
Całem sercem dzieliłem troski tych dobrych ludzi i oświadczyłem, że, gdybym miał pieniądze, czułbym się najszczęśliwszy, mogąc im dopomóc pod tym względem, jednakże...
P. Micawber wziął mię w objęcia, dziękując za wyrażone dobre chęci, uspokoił mię jednak zapewnieniem, że Opatrzność kieruje ludzkiemi drogami i nie opuszcza nigdy swoich dzieci. I teraz niespodzianie znalazł chwilową pomoc, o której jednak nie ma prawa mówić. Natomiast prosił bardzo, ażebym został u nich na obiedzie.
Wymawiałem się długo, przeczuwając, że „łaską Opatrzności“ była zdobyta przypadkiem pożyczka, której nie chciałem uszczuplać swoim apetytem, lecz niepodobna było za-