Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Późno już — powiedziałem. — Tak długo pracujesz?
— To nie biurowa praca — rzekł z uśmiechem, błyskając czerwoną źrenicą. — Uczę się prawa, panie Copperfieldzie, dla siebie.
— Chcesz zostać adwokatem? — zapytałem. — Może będziesz wspólnikiem pana Wickfielda?
— Ja, panie Copperfield? Czyż mógłbym marzyć? Taki nędzny, pokorny chłopiec. Pokorny jestem, panie, uniżony, niskiego pochodzenia robak. Ojciec mój był grabarzem. I matka moja jest bardzo pokorna. Mieszkamy w lichej izdebce i jesteśmy bardzo pokorni i wdzięczni, że pan Wickfield raczył mię przyjąć do pracy.
— Skoro jesteś mu użyteczny — zacząłem tłumaczyć, ale przerwał mi zaraz, mówiąc o swojej pokorze i wdzięczności dla pana Wickfielda.
— Pan Wickfield wielki człowiek! — wykrzykiwał. — Niepospolity, znakomity człowiek! Od czterech lat pracuję przy nim. Uczę się, daje mi nieocenione wskazówki. Jemu zawdzięczam wszystko, ja, pokorny i lichy chłopiec. Panna Ania to anioł, prawda, panie Copperfield ? A pańska babka jakaż to święta kobieta! Pokorny jestem obok takich ludzi.
Śpiewał te pochwały, wijąc się i krzywiąc w tak niemożliwy sposób, że spuściłem powieki, żeby nie patrzeć na niego.
— Dobranoc, Urja — rzekłem, podając mu rękę.
— Dobranoc, panie Copperfield. Jestem bardzo szczęśliwy, że poznałem pana i że pan nie pogardza takim pokornym człowiekiem. I moja matka byłaby bardzo szczęśliwa, gdyby pan raczył kiedy wstąpić do nas. Jesteśmy bardzo nędzni i pokorni ludzie i dlatego właśnie sprawia nam przyjemność, jeśli kto schyli się do nas łaskawie.
— Bardzo chętnie odwiedzę kiedy twoją matkę — odpowiedziałem. — Pracujesz uczciwie, za cóż mieliby ludzie wami gardzić?
Zaczęły się podziękowania i długie zapewnienia o po-