Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 117.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze winien? i t. d. Doprowadzony do wściekłości handlarz rzucał się ku nim z nożem, chłopcy pierzchali wśród krzyków i śmiechu, a ja przytulałem się mocniej do ściany i nie ruszałem się z miejsca. Czasem zwracałem się do niego z prośbą, ażeby mi zapłacił, czasem wybuchałem płaczem.
Już dobrze po południu rzucił mi dwa pensy i rozkazał iść precz natychmiast.
Schowałem monetę i czekałem znowu.
Po godzinie dał mi pół pensa, zachęcając groźbami do ucieczki.
— O moje oczy! O moje płuca, gardło, ręce, nogi! — wykrzykiwał bez końca. — Czy sobie pójdziesz wreszcie za dwa pensy?
— Nie mogę, umarłbym z głodu.
— O moje uszy, oczy, gardło, ręce! Masz trzy pensy i wynoś się do djabła!
— Nie mogę, panie, odejść bez pieniędzy. Poszedłbym dawno, żebym mógł się bez nich obejść.
— Grr! Grr! — i znów to samo.
Rzucał mi po półpensa i po pensie, wreszcie przed zachodem słońca ofiarował aż cztery pensy, żebym sobie poszedł natychmiast.
Byłem tak osłabiony i głodny, że zgodziłem się na to. Rzucił mi pieniądz, powlokłem się bezsilny do najbliższego sklepu, zjadłem kawałek chleba, napiłem się mleka i pokrzepiony jeszcze przed nocą uszedłem około dziesięciu kilometrów drogi.
Spałem znów w stogu siana, wymoczywszy przedtem nogi w strumieniu i owinąwszy je, jak tylko mogłem, świeżemi i chłodnemi liśćmi. Zbudziłem się wypoczęty, zjadłem kawałek chleba, który miałem z sobą i ruszyłem w dalszą drogę.
Dnia tego szedłem między chmielnikami i sadami owocowemi, gdzie na drzewach ciemniały śliwki i złociły się