Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uliczce nad rzeką, w bardzo starym, zniszczonym, kamiennym budynku. Uliczka prowadziła wprost do rzeki i kończyła się schodami, podczas przypływu zalewanemi wodą, podczas odpływu rojącemi się od szczurów. Sam budynek był starą, okropną ruderą, brudną, zadymioną i wilgotną, w której dziś jeszcze słyszę, kiedy myślę o niej, pisk, chrobotanie i bieganie szczurów.
Zadanie „interesu“ polegało głównie na rozsyłaniu wina w różne strony świata. Ogromne piwnice zastawione były beczkami, w innych odbywało się mycie butelek, w innych jeszcze nalewanie, korkowanie, naklejanie znaków, pakowanie i odwożenie do przystani na statki, które je zabierały.
Pracowało przy tem kilkunastu ludzi, mnie przeznaczono do mycia butelek, czem już zajmowali się dwaj inni chłopcy: Mick Walker, syn rybaka, i Mealy Kartofel, syn strażnika, obaj dobrzy, poczciwi, ale zupełnie prości, bez nauki i wychowania.
Byłem najmłodszy, musiałem ich słuchać. Cały dzień siedząc w tej wilgotnej norze, drżąc z zimna, zachlapany brudną wodą, słuchałem ich rozmów, opowiadań, żartów, niezawsze przyzwoitych, a często wymysłów i kłótni.
Pan Quinion sam wprowadził mię tutaj za rękę i oddał pod opiekę Micka. Nie umiem dzisiaj jeszcze opisać wrażenia, jakie sprawiło na mnie w pierwszej chwili całe to otoczenie. Zdawało mi się, że mię wrzucono do grobu. Więc tu miała upłynąć moja młodość, a może całe życie? Bez nauki, bez towarzystwa, bez słońca?
Wspomniałem o kolegach: Steerforcie, Traddlesie, czyżby mię który poznał w dzisiejszej postaci? A gdyby poznał, czyby nie odwrócił głowy, ażeby mię nie widzieć?
I gdzież moje marzenia, które snułem potajemnie, czytając o bohaterach, podróżnikach i sławnych ludziach, którym chciałem kiedyś dorównać? Zginę w nędzy, nieuctwie, zapomnieniu i nikt nawet nade mną nie zapłacze.
Ogarniała mię rozpacz, poczucie niemocy, a nie chcia-