Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 094.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kawie spoglądają na mnie przez okno, że wzbudzam ich współczucie.
Wieczorem powróciłem do sypialni. Nie było dziś hałasu ani opowiadań, chłopcy uścisnęli mi rękę i poszli spać w milczeniu, tylko Traddles się uparł, żeby oddać mi swoją poduszkę. Nie wiem, po co to zrobił, gdyż miałem przecież własną.
Wyjechałem do domu po południu, zabrawszy wszystkie rzeczy, jakby było wiadomo, że już nie powrócę. W Yarmouth stanąłem rano, lecz zamiast Barkisa spotkał mię nieznajomy, czarno ubrany mężczyzna i, spytawszy o imię i nazwisko, zabrał do swego domu.
Był to krawiec, który szył dla mnie żałobę. Gdy ją skończył, umieszczono mię na wozie, gdzie stała także trumna. Oparłem się o nią łokciem, gdyż nie mogłem siedzieć inaczej, a na przedzie dwóch ludzi śmiało się i żartowało, jedli i pili w drodze, byli w najlepszych humorach.
To też gdy wóz stanął wreszcie przed naszym domem, wyskoczyłem z niego tak szybko, jakbym uciekał z piekła. Tuż za furtką padłem w objęcia Peggotty. Wybuchnęła płaczem i łkaniem, ale uspokoiła się natychmiast. Poznałem zaraz, że musiała dawno nie spać, gdyż oczy miała głęboko zapadłe, a twarz zmęczoną i żółtą.
Wszedłem do pokoju. Pan Murdstone siedział w fotelu przy kominku i płakał cicho z głową, opartą na ręku. Nie spojrzał na mnie i nie śmiałem się zbliżyć do niego. Miss Murdstone spokojnie pisała przy biurku.
Ukłoniłem się, stanąwszy obok.
— Krawiec wziął miarę? — zapytała sucho.
— Tak — odpowiedziałem.
— Rzeczy przywiozłeś wszystkie?
— Tak.
Odwróciła się i pisała znowu. Nie śmiałem wyjść i usiadłem cichutko na krześle.
Po herbacie dopiero wszedłem do pokoju, gdzie leżała mama.