Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miała mniejszą, chudą, bardzo bladą i zmęczoną, a ręce zdawały się prawie przezroczyste. Największa jednak zmiana była w jej ruchach, głosie i spojrzeniu: zniknęła z nich wesołość i dawna swoboda, stały się bojaźliwe i nieśmiałe.
Mama położyła rękę na ramieniu Peggotty.
— Nie pójdziesz za Barkisa? — zapytała cichym i trochę drżącym głosem.
— Za nikogo, póki żyć będę!
Mama wzięła ją za rękę.
— Nie opuszczaj mię... — rzekła. — Zostań jeszcze ze mną... To może już niedługo... Co jabym bez ciebie zrobiła?
— Opuścić panią? — zawołała Peggotty z oburzeniem. — O, za nic w świecie! Co pani przyszło do głowy? Ja wiem — zaczęła znowu po chwili milczenia. — Byłaby radość wielka. Ale nic z tego, ty zły czarny kocie. Zostanę z panią, aż się zestarzeję, ogłuchnę i oślepnę, będę do niczego. Wtedy pójdę do Dewi i poproszę o łaskawy kawałek chleba.
— A ja przyjmę cię jak królowę! — zawołałem uszczęśliwiony i zerwałem się z miejsca, bo już było po obiedzie.
Peggotty mię złapała i ucałowała. Potem śmiała się znowu z twarzą, zakrytą fartuchem. Potem sprzątnęła ze stołu, zapaliła świecę, wzięła do cerowania pończochy, jak dawniej, mama kołysała na kolanach dziecko, a ja opowiadałem im o panu Creakle, o Steerforcie, Traddlesie, panu Mellu, życiu w szkole i nauce.
Mama mi pozwoliła wziąć na ręce braciszka i nosiłem go po pokoju, a on patrzył na mnie i zdawał się zadowolony. Potem usiadłem obok mamy przy kominku, objąłem ją jak dawniej i położyłem głowę na jej drobnem, szczupłem ramieniu. Było mi tak dobrze. Na kominku błyskały iskry i migotały różowe płomyki, a mnie się zdawało, że zły sen jakiś zniknął, że nie było na świecie nigdy pana Murdstone, że jesteśmy jak dawniej tylko mama, ja i Peggotty.