Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

działem o mojem śniadaniu w przytułku i obawiałem się zawsze, że wypowie to głośno panu Mellowi przy chłopcach.
Przyszło wreszcie do tego z wielkiem mojem upokorzeniem i bólem.
Pan Creakle był niezdrów i nie wychodził z pokoju. Rozumie się, że chłopcy cieszyli się z tego i hałas był niezwykły w całej szkole. Nie pomogły nawoływania obu nauczycieli, ani nawet ukazanie się Tungaya, hałaśnicy wiedzieli, że jutro nie minie ich kara, ale tembardziej dzisiaj chcieli użyć.
Deszcz drobny padał, więc pomimo rekreacji nie mogliśmy się bawić na podwórzu i kazano nam siedzieć w klasie pod dozorem pana Mella, ponieważ to była sobota i pan Sharp, jak zwykle, poszedł do fryzjera.
Nie przypominam sobie, abym kiedy w życiu spotkał łagodniejszego niż pan Mell człowieka. I teraz siedział przy swoich rachunkach, starając się pracować pośród gwaru, którego niepodobna opowiedzieć. Chłopcy tańczyli, śpiewali, gwizdali, rzucali papierowemi kulami, kłócili się, krzyczeli, mocowali, przedrzeźniali go i pokazywali na migi jego podarte buty i zbyt ciasne ubranie.
Nagle podniósł się z krzesła i uderzył w stolik książką, którą znalazł pod ręką.
— Ciszej, chłopcy! — zawołał. — Jak możecie tak krzyczeć, przecież to można zwarjować.
Stałem właśnie przy stoliku obok niego i widziałem, jak na te słowa chłopcy ucichli nagle i spojrzeli na niego trochę zadziwieni, a trochę i zmartwieni może.
W przeciwnym końcu sali, oparły plecami o ścianę, stał Steerforlh. Ręce trzymał w kieszeni, patrzył na pana Mella i zaczął gwizdać.
— Ciszej, Steerforth! — zawołał pan Mell znowu.
— Sam pan bądź ciszej — odpowiedział Steerforth — i pilnuj swojej roboty.
Któryś zaśmiał się i klasnął w ręce, ale natychmiast