Strona:PL Karol Dickens-Dawid Copperfield 072.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W sali panował gwar zmieszanych głosów, który mię odurzał i nie pozwalał zebrać myśli. Nagle wszyscy umilkli i zrobiła się cisza tak głęboka, jakby całe życie zamarło.
Podniosłem oczy i ujrzałem w progu pana Creakle; wydał mi się olbrzymem z bajki, który zagląda do swych niewolników.
Obok niego stał Tungay.
Pan Creakle długą chwilę mierzył nas spojrzeniem, wreszcie zaczął przemawiać swoim sapiącym głosem, który jednak w tej ciszy słychać było dosyć wyraźnie.
— Zaczynamy nowe półrocze. Zabierzcie się do pracy, bo ze mną żartów nie ma. Wiecie dobrze! Bądźcie skorzy do lekcji, bo ja skory jestem do kary. Wykręty nie pomogą ze mną żadne, nie potrzebuję was chyba zapewniać. Więc do roboty, jeżeli nie chcecie spotkać się z moim kijem.
Skończywszy tę przemowę, zbliżył się do ławki, w której siedziałem z brzegu, spojrzał mi w oczy swemi srogiemi oczyma i oznajmił, że jeżeli umiem kąsać, to jego laska kąsa też boleśnie. I na próbę uderzył mię nią kilkakrotnie.
Kiedy zacząłem płakać, rozśmiał się okropnym śmiechem i podobną rozmowę zaczął z następnym uczniem.
W ten sposób zwolna obszedł całą klasę, zatrzymując się najdłużej przy najmłodszych i znacząc swoją drogę jękami i łzami. Przed rozpoczęciem pracy już połowa uczniów płakała.
Kiedy dziś o tem myślę, nie mogę zrozumieć, jakim sposobem taki potwór mógł mieć władzę, mógł mieć prawo utrzymywania własnej szkoły? Jakim sposobem prawdziwi rodzice powierzali mu dzieci? Przecież szkół innych, lepszych nie brakowało w kraju, jakim sposobem mogła istnieć taka?
Prawda, że sam w tej szkole dużo korzystałem, nauczyciele byli sumienni, gorliwi, prawdopodobnie poprzedni właściciel zrobił jej dobrą sławę, a pan Creakle nabył niedawno i jeszcze go rodzice nie poznali.
Trudno inaczej wytłumaczyć sobie, że powierzano mu