Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/046

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ga — kto czystem sercem służyć chce pospolitej rzeczy, ale mylić się tu może każdy.
— A król?
— Do króla gratia status się zastosować daje — rzekł Skarga.
Znowu Bajbuza milczeć musiał. Ośmielił się w ostatku odezwać z tem, że króla o zamiar frymarczenia koroną obwiniano.
— Nie jestem wtajemniczony w te arcana — rzekł uśmiechając się O. Skarga — i nie wiem, czy należy wierzyć wszystkiemu, co złośliwość ludzka wymyśla. Rozpuszczane wieści te dowodzą tylko, jak król ma nieprzyjaciół wielu, a to go w tych panowania początkach nie może natchnąć wielką miłością dla kraju.
Z całego tego toku rozmowy, rotmistrz już mógł wyrozumieć, że tu hetman w niczyich oczach nie był usprawiedliwiony. Wszystko niemal złe jemu przypisywano.
Ks. Skarga, któremu to badanie uciążliwem być zaczęło, starał się na lżejsze przedmioty odwrócić rozmowę. Zapytał Bajbuza o królewnę Annę, ale żadnej nie otrzymał odpowiedzi. Była to bolesna rana, której dotykać nie śmiano. Obok króla najgorliwszego katolika, ta uparta dyssydentka, w biały dzień chodząca do zborów, które się otwierały tem śmielej, dolegała może więcej królowi i jego dworowi, niż wszystko, z czem