Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrobił, i wdzięczenbym był ojcu, gdyby mnie raczył objaśnić.
Ks. Skarga długo mu popatrzył w oczy, jakby badał szczerość tego pytania.
— Rotmistrzu — rzekł — bardzo to rzecz jest prosta, że obowiązkiem jest na polu bitwy słuchać hetmana, a czasu pokoju króla, który ponad nim stoi i władzę swą ma nie nadaną mu przez nikogo, ale z Bożej łaski i namaszczon jest do rozkazywania.
Bajbuza nie miał co odpowiedzieć. Milczał długo, rozwiązanie wątpliwości było tak stanowcze, iż nic już nie pozostawało, tylko je przyjąć i niem się zaspokoić. Po małym przestanku jednak rotmistrz o swej podróży do Krakowa mówić zaczął i boleć, że po drodze tyle głosów słyszał niechętnych dla króla, szczególniej z powodów jego skłonności dla rakuzkiego dworu.
Ks. Skarga westchnął tylko.
— Miejmy nadzieję — rzekł — że powoli, gdy ludzie lepiej króla młodego poznają, ocenić go też potrafią słuszniej. Skarżyli się na Batorego, on tak surowym ani chce być, ani potrafi, prędzejby może wyrzekł się tronu, niż do takich jak nieboszczyk przeciw Zborowskim środków uciekał. Wiecie pewnie, że w Rewlu, ledwie biskup Baranowski skłonił go do powrotu, tak był zrażonym.
— Cóżby naówczas świat rzekł, na tę nie-