Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wirgiljusza, o edycijach Horacego i t. p. czuła zupełnie jak drudzy, czasem lepiéj. Anna miała łzy w oczach. Inne Panie zacinały usta coraz mocniéj, oglądały się, jakby szukały spólniczek, coby podzieliły ich uczucie, i niespokojne kręciły się na miejscu. Ustało nareście czytanie, jednomyślny oklask, oklask rzęsisty, pełen uczucia, dał się słyszéć; Natalja pobiegła się ukryć, a salon w jednéj chwili zawrzał rozmową, która rozbita na tysiąc części, toczyła się o jednym przedmiocie.
Prezesowa śmiała się z ukontentowania do łez — a tym czasem ci co klaskali najmocniéj, po kątkach już zajmowali się krytyką.
— Nieprawda, że to piękne? pytała Zenejda — szydersko w pół, w pół szczérze.
Mais, oui! fort beau, seulement — Następowały zarzuty, a w końcu — mais au demeurant, c’est fort beau!