Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 327.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko, co człowiek kochać powinien, jest rzeczą bardzo naganną i brzydką, Janek więc stał się naprawdę niedobrym chłopakiem, ale w gruncie rzeczy nie on był temu winien, tylko owe zaczarowane szkiełko, które mu wpadło w oko, i to drugie, co mu się wgryzło w serce. Dlatego też lubił często robić na złość małej Marysi, która go jednak z duszy serca kochała.
Pewnego razu, w zimie, przyszedł Janek w dużych rękawicach, z saneczkami na plecach i zdaleka już wolał do Marysi: „Mama mi pozwoliła pojeździć sobie po rynku, gdzie się bawią chłopcy!“ i, mówiąc to, zbiegł ze schodów.
Na rynku najśmielsi chłopcy przywiązywali swoje saneczki do sanek włościańskich, lub do innych pojazdów, i jechali potem z niemi spory kawałek drogi. Była to bardzo piękna zabawa. Gdy się tak w najlepsze bawili, nadjechały duże, białe sanie, w których siedział ktoś otulony w sute białe futro i w białej czapce na głowie. Sanie dwa razy objechały dokoła rynku, a Janek przywiązał do nich z tyłu swoje małe saneczki i pojechał za niemi. Konie zaczęły biegnąć coraz szybciej i skręciły w boczną ulicę, a osoba, jadąca w saniach, odwróciła się i uśmiechnęła uprzejmie do Janka, jakby go znała oddawna, a ile razy chłopczyk chciał odwiązać saneczki, tyle razy podróżny uśmiechał się znowu i, — Janek zostawał na swojem miejscu. Tak przejechali przez całe miasto do mostu, a przez most za rzekę i za rogatki. Kiedy już byli na polach za miastem, zaczął padać tak gęsty śnieg, że Janek nie mógł dojrzeć własnej ręki. Teraz już puścił sznurek i chciał się odczepić, ale napróżno, bo małe jego saneczki były jakby przymarznięte do dużych sani i sunęły naprzód pędem wichru. Przestraszony chłopiec za-