Strona:PL Hans Christian Andersen-Baśnie (1899) 323.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko na małych stołeczkach w oknie i bawiły się z sobą, oddychając wonią róż i patrząc na malutki ogródek wiszący.
Kiedy nadeszła zima, robić już tego oczywiście nie mogły. Okna częstokroć zupełnie zamarzały; wtenczas jednak dzieci grzały przy piecu trzygroszniaki i tak rozgrzane przykładały do białej szyby, na której powstawały równe, okrąglutkie otworki, a przez nie widać było piękne, wesołe oczy, po jednem z każdego okna.
To mały chłopczyk i mała dziewczynka spoglądali na siebie zdaleka. On nazywał się: Janek, a ona: Marysia. W lecie od razu przez okno mogły się dostać jedno do drugiego, w zimie zaś musiały to schodzić na dół, to wdrapywać się na górę, co było dosyć męczące.
Na dworze walił śnieg.
— To są białe pszczoły, które się teraz właśnie wyróły z ula! — rzekła stara babka.
— Czy i one mają swoją królowę? — zapytał mały chłopczyk, bo wiedział, że prawdziwe pszczoły mają królowę.
— A jakże! — odpowiedziała babka. - Królowa tam lata, gdzie rój najgęstszy! Jest ze wszystkich największa i nigdy nie spada na ziemię, lecz wzlatuje znów do czarnej chmury. Nieraz o północy fruwa po ulicach miasta i zagląda do okien, które natychmiast jakoś dziwnie zamarzają, jakby je posiano kwiatami.
— A tak! tośmy nieraz widzieli! — rzekły dzieci i uwierzyły, że to prawda.
— A czy Królowa Śniegu może wejść do pokoju? — zapytała dzieweczka.
— Niech tylko przyjdzie! — zawołał chłopczyk, — zarazbym ją posadził na piecu, toby się stopiła.