Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

białych sukien? — o mało co nie zapytał o to głośno.
Przyglądał się jej długo, nawet nazbyt długo i uważnie.
Siedziała pomiędzy dwoma kandelabrami, w tej jasności oczy jej wydawały się jeszcze bardziej połyskliwe, jakby przepełnione tą dziwną, niezbadaną siłą wabności i pokuszeń.
Ta połyskliwość spojrzenia drażniła Adama, nie mógł bowiem odgadnąć, co jest po za tem, a właściwie, czy nie jest to wszystko przywidzeniem, co niekiedy wydawało mu się prawdą.
Białe chryzantemy, które zrywali, bieliły się w ciemni włosów, a u piersi, z pomiędzy gipiurowych wstawek stanika, wychylała się różowa róża, jakgdyby szczycąc się z miejsca, na którem ją umieszczono.
Prześliczne oczy Adama padły zawistnie na głowę tej róży. Doświadczył wrażenia, jakby u tych piersi były usta tamtego. Zciągnął brwi i żałował, że nie może tej banalnie różowej róży, o mdłym zapachu malinowych karmelków, oderwać i wyrzucić precz... na drogę.
Dojrzał również, że maleńki aster, którego tak wyszukiwała w ogrodzie, leży