Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był zły na siebie, a jeszcze bardziej na nią o takie głupstwo i powiedziała mu tyle przykrych rzeczy! Nietylko że go zironizowała, ale po prostu wyśmiała, zlekceważyła!
Poszło o poetę, o którym nie słyszał, czuł, iż to wybaczyłaby mu, zrazu bowiem dyskretnie bardzo wyraziła swoje zdziwienie, rozdraźniła go jednak spojrzeniem, więc powiedział ni w pięć, ni w dziewięć z wzgardliwością:
Warszawski poeta!... dużo jest takich miejscowych sław.
To głupie zdanie zwróciło się całkowicie przeciw niemu, wykazując wielką nieświadomość w dziedzinie sztuki.
Pojął to zapóźno. Poeta ów bowiem był prawdziwym poetą, znanym szeroko, choć nie uznanym przez tłum, powiedzeniem zatem swojem Adam sam zaliczył się do tego tłumu, który wie tylko to, co mu gazeciarska reklama wiedzieć pozwala.
Nigdy nie zapomni wydęcia jej ust, z których wybiegło narazie tylko jedno przeciągłe:
— A!... a!...
Poczem spojrzała nań zupełnie, jak