Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyżby to było prawdą? — wyrzekła.
On roześmiał się i coś począł mówić żartobliwie.
Lilith spochmurniała, wątpliwość ponowna wkradła się do niej, teraz znowu odpowiedź Adama wydała się jej nieszczerą, nie umiała tego skrystalizować, ale czuła kłamsto. Uczucie to psuło wrażenie, jakie na niej sprawiał i po prostu zaćmiewało jego zwykłą prostotę. Starała się jednak o tem zapomnieć, wzbudzając w sobie przeświadczenie, że teraz miała prawo do zdobywania go, że on sam jej dał to prawo.
Przeszli przez ostatnią kładkę, przerzuconą przez zwężający się potok, i wkrótce znaleźli się wprost hotelu.
— Oto i doprowadziłam pana — rzekła.
Adam spojrzał na nią z zdwojoną uwagą, bo mu się wydało, że słowa te wymówiła w ten sposób, jakby chcąc im nadać inne, głębsze znaczenie, i znów ujrzał tylko półuśmiech, który obiecywał, a nie dawał żadnego wyjaśnienia.