Strona:PL Garlikowska - Misteryum.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zanim odpowiedziała, popatrzyła na Adama i spotkała się z jego szczeremi, czystemi oczami, które raptem pod jej wejrzeniem zciemniały i coś w nich poczęło drżeć nowego, nieznanego im samym i lśniło, jak światełko, jak pierwszy płomyk przyszłego pożaru, który wybiega niespodzianie z jakiejś szczeliny, potem idzie... oplata wszystko... i powstaje wielki, olbrzymi, niszczący żywioł ognia.
Lilith wchłonęła w siebie to lśnienie lazurowych źrenic i patrzyła w nie wciąż, a one ciemniały coraz mocniej, zupełnie jak kwiat, który poczyna w cieple wonieć.
Adam, jakby przyzwany, zbliżył się, zatrzymał obok, spojrzał pytająco i zaraz nakrył swe duże, zciemniałe oczy powiekami.
W zachodzącem słońcu, z odkrytą jasną głową wyglądał, jak cudny złotowłosy paź z bajki, przedwcześnie wybujały pół-młodzieniec, pół dziecię, dla którego uciechy życia jeszcze tajemnicą, ale w którego duszy zaczyna się coś przejawiać, coś budzić... a on stoi u progu zaklętego pałacu pełen trwogi i niepokojącej ciekawości.
Patrzyli na siebie, nie uważając, że inni patrzą na nich; złośliwe spojrzenia