Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niż zwykle, bez kwiatów we włosach, żwawo jednak i pracowicie krzątała się około izby i obiadu.
— No cóż? dziewczyno! — odezwał się po chwili — w służbę iść pora! miejsce ci już znalazłem. W porządnym domu, cztery ruble na miesiąc pensyi.
Franka, siekając mięso na stolnicy i nie odwracając głowy, półgłosem odpowiedziała:
— A jakże! kiedy trzeba, to trzeba! Na toż mnie tu ojcowie przy-sła...
Zaszlochała.
— Czegóż beczysz? Może-by ci lepiéj męża dać niż służbę, hę?
Franki przy stolnicy już nie było. Nóż, którym siekała mięso, leżał na ziemi, perkalowa zaś i zawsze wykrochmalona jéj suknia szeleściła pomiędzy piecem a szafą.
— Chowaj się, czy nie chowaj — smarując na chleb skrobaną rzodkiew, prawił Rębko — a powiedziéć musisz. Co wolisz: służbę, czy męża, hę?
Pomiędzy szafą a piecem ozwało się gniewne sarknięcie.
— Niech jego dyabli wezmą!
— Kogo? męża?
— A takiego, co wy mnie dać możecie! — z płaczem fuknęła dziewczyna.
Rębkowa śmiała się z téj rozmowy męża z synowicą, tak, że się aż za boki brała.
— Oho! — rzekł Rębko — panience panicza się