Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja sam ani maniery pańskiéj, ani żadnego domu nie mam...
Kobiéta medytowała daléj.
— Przystojna ona, to przystojna, niéma co powiedzieć! zdrowa dziewucha, tęga, pracowita i charakteru dobrego; ale wiadomo, prosta, obczytania żadnego nie ma...
— Pani Pawłowo! — z powagą i wzruszeniem przerwał Ławicz — panna Franciszka podobała mi się, i dla piękności, i dla dobroci, i dla prostoty swojéj. Ja tę prostotę jéj wolę, niż płytką i fałszywą edukacyą kobiet z tak zwanego wyższego świata, z któremi zresztą ani mówić, ani bawić się nie umiem. Przytém, bywają położenia, w których miłość dla kobiety i związki rodzinne jedyną być mogą deską ratunku, przyszłością, celem życia... Ja znalazłem się w położeniu takiém. Pokochałem pannę Franciszkę; zdaje mi się, że mam wzajemność, chcę żyć, chcę być szczęśliwym, chcę miéć kogoś swego, rodzinę, przyszłość...
Rębkowa była bardzo ucieszona, ale téż zaniepokojona widocznie.
— No, no! rzeczy takie nie były w oczekiwaniu mojém — powtórzyła. — O takich wielkich już rzeczach nie mojéj głowie sądzić. Ja nie od tego, owszem, z duszy i serca zgadzam się. Patrzałam przez tyle lat, jak pan żyłeś i — dalibóg, sama-bym za pana poszła, cha, cha, cha! Ale do takich rzeczy trzeba