Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Graba cz.2 105.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

doli, czy w największym choćby grzechu twoim, ono cię nie odstąpi.
Tozio podniósł do ust jej rękę.
— Ryto! — zawołał, — gdyby matka nasza była taka jak ty, nie byłbym takim jakim jestem.
Jakby w odpowiedź na te jego słowa, za drzwiami pokoju, w którym rozmawiali, zabrzmiał słodziutki, pieszczotliwy, dość jednak donośny głos pani szambelanowej.
— Łokieć aksamitki po dwa złote! mais c’est d’une chereté horrible. Dziwnie tu u was wszystko drogie, mignonnes!
Jednocześnie otworzyły się drzwi z wielkim hukiem i z szelestem jedwabiu i furkaniem krynoliny, weszła pani Słabecka w swojej jasno-zielonej szubce i łabędziowym kapturku. Brakowało tylko wczorajszego zarękawka z angory.
Bon jour mes enfants, bon jour mon fils, — mówiła, — witajcie dzieci; Dieu qu’il fait froid, zziębłam cała chodząc po sklepach, tyle bo też rzeczy miałam do kupienia. Szczególnie za temi aksamitkami nachodziłyśmy się z Lorcią ogromnie.
— Dziwię się, że kochana mama nie kupiła sobie tego wszystkiego zagranicą, — ozwał się Tozio, — bo tam taniej i lepiej być musi, jak w naszem niewielkiem mieście.
Si, mon fils, — odparła matka, — wiozłam z sobą z Drezna kilka sztuk aksamitek, ale gdzieś się podziały w Warszawie, zostawiłam je podobno w hotelu, w którym zatrzymaliśmy się na parę dni. Mais ou est donc manchon? — zawołała, spostrzegając, że nie ma zarękawka. — Ryta, ma chere ne sais-tu pas ou est mon manchon?
Mais vous l’avez certainement perdu maman, — odrzekła Ryta z zupełnym spokojem.
Mon Dieu, oui, je l’ai perdu, — powtórzyła pani szambelanowa, — et ou est ce que je l’ai perdu? Lorciu,