Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pan Apolinary słyszał, jak prośbę tę wypowiadała i sam na sam z nią pozostawszy, perswadować zaczął, że na takie rzeczy pieniędzy szkoda.
— A toż to własne dziaduniowe pieniądze są! — zawołała Naścia.
— Najpierw: nie dziaduniowe, bo dziadunio trupem już jest, w próchno i zgniliznę obróconym...
Ona pobladła i ze łzami do oczu nabiegającemi poprosiła:
— Proszę przede mną tak nie mówić, bo mnie od tego przypomnienia serce boli!
— Ja myślałem — odpowiedział pan Apolinary — że pani dla mnie jednego ma serce, a postrzegam, żem się omylił, bo serce pani nie tylko przeze mnie ranione lub pocieszone być może. Ale to insza jest materya, o której kiedyściś rozmówić się nam przyjdzie. Co się zaś tycze tego pomnika, to za głupstwo poczytuję nad ludzkiem próchnem marmury wystawiać, żyjącym przez to łatwości i przyjemności różnych ujmując. Ponieważ zaś panna Anastazya żoną moją ma zostać, chciałbym, aby głupstw nie popełniała i proszę, aby poszła do Nawróciciela, pokąd on jeszcze nie odjechał i polecenie dane mu odwołała. Nad mogiłą dziaduniową ładny krzyż drewniany postawić trzeba