Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

późny był, odprowadził, a powróciwszy, rzekł do żony, którą bardzo szanował:
— Złe proroki za okno wyrzucać! ale widzi mi się, że para to będzie niedobrana. On do pieroga, a ona do Boga; oddalone od siebie są te drogi!
Ale syn Nawróciciela, Bolko, insze znów miał o tem myślenie.
— Tatku — rzekł — gdyby ona mnie teraz sama oświadczyła się, tobym jej nie wziął. Jeżeli mogła takiego, jak ten Apolinary, umiłować, to i sama widać nie wiele od niego warciejsza. Swój swego poznał.
Złość i żal z niego przemawiały, bo w błękitnych oczach łza mu się kręciła, a wargi czerwone gniewliwie wydymał. Ojciec zaś mu na to tyle tylko:
— Co ty wiesz, albo rozumiesz? Bywało przecie, że i Świętych Pańskich widok pięknych form ludzkich na pokuszenie prowadził. A ona nie święta; dziw-że to wielki, że pięknego chłopca sobie upodobała?
Tak w niespodziewanem zasmęceniu Naścia zaręczynowy wieczór swój dokończyła, ale niebawem snadź pogodziła się z narzeczonym, bo córki Nawróciciela i Ewka, nazajutrz w przedwieczerz do niej pobiegłszy, znalazły ją żwawo krzątającą się po domostwie i znowu, jak dzień