Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze i zwłoki jego dobrze w mogile nie zastygły — ze łzami mówiła — jeszcze mnie droga twarz jego od rana do wieczora przed oczyma stoi, nie rzadko i czyjąś inszą zasłaniając, a już mnie w ślubną suknię przyoblekać się nakazują i wprost od trumny jego do swojej szczęśliwości uchodzić! Mnie i bez tego męka ogarnia, gdy pomyślę, że i miłowani przemijają i miłowanie tak prędko od nich na ubocz schodzi, i wszystko jest, jako mgła rozwiewająca się, jako wiatr przelatujący...
Prawdę mówiąc, nie było tam nikogo, ktoby to myślenie jej i z niego wyciekające zasmęcenie dobrze pojmował. Pani Wincentowa żałowała jej, że się martwi, ale dla jakiejby to przyczyny było, ani weź zgłębić nie mogła i swoim powolnym głosem, łagodnie przemawiała:
— Chandrzysz odrobinę, Naściu, chandrzysz! Każdy człowiek rodzicieli utraca, później od nich na świat przychodząc, a wszakże w śluby małżeńskie wstępuje i o interesy swoje dba, bo takie już przeznaczenie człowieka na tym świecie...
Jeden tylko może Nawróciciel wiedział dokładnie, co Naścia myśli i czuje, bo jakby z poszanowaniem i razem z litością tego wieczoru na nią patrzał, sam ją do domu, ile że wieczór