Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale panu Apolinaremu było widać o piękne postępki bynajmniej, bo rozgniewał się okrutnie. Tak niziutko kłaniając się pani Wincentowej, że połowa włosów na czoło mu upadła, mówić zaczął:
— Bardzo ślicznie ja za tę radę, którąm posłyszał, dziękuję i to tylko mię zadziwia, że zdarzyło mi się ją posłyszeć. Bo zdaje się, dość byłoby spojrzeć na mnie, aby odgadnąć, że ja do takiego życia, jak tutejsze, stworzony nie jestem, i że abym takie życie przez sześć miesięcy wytrzymywał, niczyje kaprysy lub zabobony przymusić mię nie zdołają. Dobranoc wszystkim państwu! A pannie Anastazyi tak samo dobrej nocy i w dodatku dobrego namysłu życzę!
Za czapkę porwał i, wszystkim ukłoniwszy się, z domu wybiegł.
Oto i masz, Naściu, już po wesołości twojej! ot tobie i po pięknem twojem wyglądaniu! Zasmęciła się, pociemniała na twarzy, ale nie chcąc przed wszystkimi zmartwienia swego wydawać, siedziała sobie spokojnie i nawet nieco rozmawiała. Dopiero gdy mężczyźni kędyś się porozchodzili, a pani Wincentowa, zbliżywszy się, z macierzyńską rzewliwością po włosach ją głaskać poczęła, przygarnęła się do niej i zapłakała.