Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

Mara to jest, która po Bożym świecie kręci się na wsze strony, tak chyżo a pośpiesznie, że to tu, to tam, to ten człowiek, to inszy, śmiertelną strzałą jej przeszyty, upada, głuchnie, ślepnie, tężeje i zimnym marmurem chwilę przed oczyma ludzkiemi przeleżawszy, na wieki z przed oka słonecznego znika.
Zimnym i białym marmurem leżał pan Cyryak pośrodku małej świetlicy, w pięknie na czerwono pomalowanej trumnie, która nizko nad podłogą stała na deskach, wzorzystym kilimkiem okrytych. Nie każdy umarły ma taką białość, jaka na niego wnet po ostatniem odetchnięciu padła, niby płótno, na zaświeciu jakiemś rękoma aniołów nieskazitelnych utkane. Pod białością tą, czoło, na którem za życia zmarszczki przewalały się często jak chmury czy fale, spokojnem i jasnem uczyniło się na podobieństwo zwierciadła, odbijającego w sobie toń wody spokojnej i jasnej. Powieki, które wpierw były na-