Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dała, wracając do tej, wiecznie prześladującej ją myśli o doczesności i przemijaniu wszystkiego, co ziemskie.
Wtem jedna z gości, ku bramie podwórka poglądając, wykrzykła:
— Piszczałkowa leci!
— Aha! — potwierdziła druga — z Salką we dwie lecą!
— Pędem lecą!
— Zdaje się jakoby skrzydła miały!
Istotnie, zdawać się mogło, że na skrzydłach leciały, tak prędko biegły, i tak się im od prędkiego biegnięcia i od wiatru, chusty na plecach zarzucone we wsze strony rozmiotywały. Piszczałkowa zaś wyglądała strasznie.
Z przyrodzenia snadź była tłustą, bo ani frasunki, ani biedy, ani niedojadanie, ani odumieranie dzieci odmienić w niej tego nie zdołały, a że i wzrost przytem miała wysoki i głos gruby, tedy niektórzy podobieństwo w niej upatrywali do tego Heroda, który to niemowlęta niewinne zarzynać rozkazywał. Każdy też rys i każdy ruch tej wielkiej twarzy i postaci wydatniejszym stawał się niż u ludzi inszych, a kiedy gniewliwym był i groźnym, to gniewliwszym i groźniejszym. Teraz zaś, od pierwszego wejrzenia poznać można było, że niosła ją tu po-