Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

było białe, białe. W ogrodach badyle suche, w sadach drzewa z nagiemi gałęźmi, nad dachami kominy martwo sterczały i wszędy martwość obejmowała się z cichością. O ludziach, we wnętrzach domostw ukrytych, mówiły tylko ścieżyny wązkie, w śniegu wydeptane, które po całej wsi kręciły się i biegały, ale ludzi samych w tej chwili na nich nie było. Gdzieniegdzie tylko psy, węsząc, od płota do płota łaziły, wrona podskakiwała, kot, z pod świrna wyjrzawszy, chyłkiem śmignął ku stodole, albo w koronkach gałęzi nagich zafruwały i zaćwierkotały wróble.
Anastazya w szarej chustce, od chłodu zarzuconej, z domu pana Cyryaka wyszła i na ganku przystanęła, wahając się, czy odejść ma, lub pozostać. Przywitawszy się, rzekła:
— Dziaduńka nawiedzić przyszłam i, w domu go nie znalazłszy, sama nie wiem, czy zaczekać na niego, czy iść sobie. Sługa mówi, że na moment tylko do Nawróciciela poszedł. Może zaczekam. Ale jeżeli zagadają się tam zbyt długo, Martka sama jedna ostawiona smęcić się będzie...
Przez kilka ostatnich miesięcy zeszczuplała i przybladła. Szare oczy jej, jak zwykle kryształowo przezroczyste i głębokie, tak wyglądały, jakby w nich przejrzała się i obraz swój pozo-