Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma w sobie ogień namiętności, który tylko przytłumia zazwyczaj i na służenie Bogu i ludziom przerabia.
Ale i Anastazji ognia tego cale nie brakowało. Ze zmarszczonemi też brwiami i cała w rumieńcu, porywczo rzekła:
— Ja im też dobrodziejstw nijakich świadczyć nie będę!... wstrętliwość tylko i gniew we mnie obudzają.
Pan Cyryak, z rękoma na poręczach krzesła rozłożonemi, głośno sapał. Zawsze tak sapał, gdy czuł się mocno zaalterowanym.
— Naścia słusznie mówi — rzekł po chwili. — Nikt jej tak, jak oni, nie dokuczył, i dla nikogo też ja sam mniejszego szacunku nie wyznaję. Mrukowie jeszcze to choć pracują siarczyście i dzieci po Bożemu wychowują, ale ci drudzy, to już cale, cale są — psombraty!
Po tem przemówieniu pana Cyryaka, w izbie przez kilka minut cisza zupełna panowała, poczem Józefa, zwyczajnym już głosem, jakby nic cale nie zaszło, o różnych rzeczach, tyczących się dzisiejszej wędrówki po okolicy, rozpowiadać jęła. Tych znalazła zdrowych, tamtych chorych, u Nawróciciela obiad jadła, Żelaznemu, że reumatyzm go dręczy, maści aptecznej nieco dała, Człowieczkowi znów perswadowała wytoczenie nowego procesu, ale wyperswadować nie