Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stazya, za uzdę trzymając, z szerokiej drogi polnej na dróżkę ku domostwu jej wiodącą, skierowała. Teraz posępności, ani chłodu, ani strachu snadź nie czuła. Od walki, którą we wnętrzu zbiegowiska stoczyć musiała, rumieńce ogniste na policzkach jej osiadły, oczy błyszczały, jak brylanty, a kibić wyprostowana, głowa podniesiona i ruch ręki, z jakim konika prowadziła za sobą, objawiały niezwyczajną energię i tryumf.
Ona i konik dość daleko jeszcze od domostwa się znajdowali, kiedy pan Cyryak czapkę baranią zdjął i z siwymi tylko włosami na odkrytej głowie, a z czapką w ręku, w postawie uszanowanie głębokie objawiającej, u bramy na gościa oczekiwał. Po chwili gość ten wjeżdżał już w bramę. Za dziewczyną w czerwonej bluzce i złotych włosach, rozpromienioną i tryumfującą, za kasztankiem z konopiastą grzywą, za woźnicą w szarą siermięgę ubranym, przez bramę i podwórko, po tle zmroku, którego pierwszy woal na świat zapadać poczynał, przesunął się profil kobiety, jeszcze dość młodej, białym obrąbkiem czepka otoczony, przywiędły, blady i tak delikatny, jakby go ktoś piórkiem z anielskiego skrzydła wyjętem narysował. Oczy miała duże, ciemne, nalane ogniem i miodem, a na po-