Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sko takie przed ludźmi stanęła. Nie wyrzeka przecież na nikogo i żadnych klątew przeciw nikomu nie wymawia; raz tylko zapłakała przede mną: «Przez to ja im zawiniłam, mówi, że na świat przyszłam. Ach, jakżebym żądała z oczu ludziom zejść i żeby mię Pan Bóg przed nimi skrzydłem swem osłonił! Tylko nie wiem, jakim sposobem dokonaćby tego można!»
— Ja jej na to: «Jak za pana Apolinarego wyjdziesz, to miłym stryjkom z oczu zejdziesz, a mąż cię cale do inszych ludzi zawiezie!» Ona zaś z niecierpliwością: «Ja nijakich ludzi nie chcę!» Wtenczas śmiech mię ogarnął i mówię do niej: «A no, z jednym człowiekiem, to już pewnie całe życie przebywaćbyś chciała!» A ona, tak odwracając się ode mnie, że ledwiem jej twarz postrzedz mogła, cichuteńko: «Cale nie wiem, czy onby żądanie to podzielał, gdybym je miała!»
Ewka mówiła prawdę. Pan Apolinary nic pewnego Naści nie powiedział, bez pożegnania się z nią odjechał, a ona to obojętności jego dla niej przypisała. W tygodni parę potem ją zobaczywszy, aż dziwiłam się — tak była zmienioną. Trudno byłoby uwierzyć, że to ta sama wesoła Naścia, która z panem Apolinarym lubaszki z drzewa otrząsała i przy muzyce dziaduniowej tabakierki walczyka tańczyła. Zmizer-