Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Aha! Kogo ono pod panowanie swoje weźmie, to już i trzyma! Ja temu najmniej zaprzeczać będę.
Potem uczyniła cicho kilka uwag nad tańczącą parą. Pan Apolinary był, według zdania jej, mężczyzną pięknym, polerownym i górnie myślącym, a Anastazya od wszystkich panien w Tuczyńcach jakąś inszą...
W kilka dni potem, pewnego ranka tak wczesnego, że mieszkańcy okolicy jeszcze spali, pan Apolinary Tuczyńce opuścił.
— Bez pożegnania się z Naścią wyjechał — ze zdziwieniem wielkiem opowiadała Ewka. — Jeszcze wczoraj caluteńki wieczór u niej przesiedział, o odjeździe ani wspominając, a dziś Salka Piszczałkówna do Naści przyleciała i odrazu we drzwiach krzyknęła: «Już pan Apolinary za dziewięciu górami i siedmiu mostami się znajduje! Już godzin z pięć będzie, jak go brat swoim koniem do kolei żelaznej powiózł!»
— Cóż Naścia na to?
— A nic. Żeby pani ją wtenczas widziała, toby tak jak ja zdziwioną była. Jak z głazu, jak z marmuru. Blada zrobiła się, jak ten papier, ale okiem nie mrugnęła, głosu z siebie nie wydała i nawet z tego snopka lnu, który w ręku trzymała, żadne ździebełko nie wypadło. Wie-