Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/094

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znać było, że gość zbytnią łaską jego się nie cieszył. Ewka Glindzianka w zamian od ciekawości i podziwu, aż dwoma łokciami na stole się oparła i na dwu dłoniach brodę położyła, a prawie pośrodku świetlicy nieco w cieniu dużego pieca, Anastazya stała tak, jakby stopy jej w sosnową podłogę powrastały. Przedtem nieco krzątała się żwawo po izbie, stół czerwoną serwetą nakrywała i stawiała na nim naczynia rozmaite, ale wśród zajęć tych, nagle, płomię drogę jej zaszło, ogarnęło ją i do miejsca przykuło.
Pan Apolinary opowiadał właśnie o tem, jak pociąg drogi żelaznej raptem do tunelu wjeżdża, a wybiegłszy z jego ciemności, śród cudnych łąk i wzgórzy, pod chmurami, burzą błyskającemi, sam jak piorun szybki lecieć zaczyna, gdy Anastazya, w drodze do kuchenki będąca, stanęła, twarz ze spuszczonemi powiekami nieco odwróciła i obie ręce jej na jasną suknię opadły. Po tej odwróconej i nieco opuszczonej twarzy, po czole, jak marmur gładkiem, po ustach zaledwie widocznym uśmiechem rozwartych i całej postaci nieruchomej, rozlewała się niewymowna i bardzo dziewicza słodycz. Trudno byłoby powiedzieć, czy słowa mówiącego uszu jej dochodziły, czy wsłuchiwała się tylko w dźwięk jego głosu, bo podobną była do malowanych niekiedy