Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/093

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale tu nagle roztrąciła nas i na długo rozdzieliła ogromna trzoda bydła, z pastwiska do domu wracająca, i która całą chmurę kurzawy podniosła, że trzeba było przed nią kryć się i uciekać.
W kilka dni potem, wieczorem, w świetlicy Anastazyi wesoło paliła się na stole spora lampa, a pan Apolinary, przed siedzącym w poręczowem krześle p. Cyryakiem na jednej nodze stojąc, sznurek od binokli na palec zakręcał i staremu o rzeczach i stronach widzianych szeroko i długo rozpowiadał.
Nie brakowało mu ani sprytu spostrzegawczego, ani pamięci, ani słów, któremi rzeczy spostrzeżone i zapamiętane dość zajmująco i niekiedy nawet malowniczo lub złośliwie opisywać umiał. Są na świecie umysły, z jednej strony głupie, a z drugiej strony mądre, i pan Apolinary właśnie do nich należał. Tylko co opowiedział był o przecudnej katedrze wileńskiej i odprawiających się w niej wspaniałych celebrach biskupich, a teraz mowę swą sprowadził na ruch i natłok ludzki nadzwyczajny, który na kolejach żelaznych panuje i w drwiący sposób opisywał niektóre z osób, które w dość licznych podróżach swych był spotykał. Pan Cyryak z rękoma na kolanach i głową nieco spuszczoną obfitej mowy gościa słuchał obojętnie, nawet trochę pochmurnie;