Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Apolinary zaś rzekł:
— Panna Anastazya bukiety na mogiłę babuni i ku przyozdobieniu bawialnianego pokoju swego zbierała, a ja przy zatrudnieniu tem przypadkiem ją znalazłem, z pożegnaniem do tego lasku przyszedłszy...
Zdawać się mogło, że obecność tu swoją usprawiedliwić pragnął, nieco nią zakłopotany, czy zawstydzony.
— Jakto z pożegnaniem? Czy pan odjeżdża?
— A już mi bracia za dni kilka pieniądze oddać obiecują i pan Rudner w listach bardzo o rychły przyjazd mię nagli.
Twarzy Anastazyi nie widziałam w tej chwili, bo ukrywała ją za cielistymi i krwistymi krzakami paprociowych liści, ale tego samego jeszcze wieczoru spotkałam na przechadzce pana Apolinarego. Można było przypuszczać, że umyślnie zaszedł mi drogę, coś ważnego do powiedzenia mając. Jakoż po krótkich i obojętnych uwagach o tegorocznych pogodach i urodzajach, rzekł:
— Tym to urodzajom zawdzięczam, że z próżnemi rękoma stąd nie odjadę, i że bracia część znaczną należności mojej mnie uiścili. Już też i pilno mi jest samotnoście tutejsze opuścić.