Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zabawiła ją ta gra w trafunek, oczy zmrużyła i, uśmiechając się, delikatnie końcem palca otworzywszy książkę, rozwarła ją i czytać zaczęła:

— Nie wierz fortunie, co siedzisz wysoko!
Miej na poślednie koło pilne oko:
Bo to niestała pani z przyrodzenia,
Często więc rada sprawy swe odmienia,
Nie dufaj w złoto i w żadne podkłady...

Kilka strof przeczytała i do ostatniej doszła.

— Cnota skarb wieczny, cnota klejnot drogi,
Tegoć nie wydrze nieprzyjaciel srogi,
Nie spali ogień, nie zabierze woda,
Nad wszystkiem innem panuje przygoda.

Skończyła, podniosła z nad książki oczy, wpatrzyła się w twarz dziadka.
— Dziaduńku! — rzekła — to cudne wiersze są!
Przez dość długi szereg wieczorów zimowych, po pół godziny, lub po godzinie całej codziennie te cudowne wiersze czytywali. W okolicy, młodzież płci obojej, w jednej z najobszerniejszych świetlic zgromadzona, przy muzyce skrzypiec tańczyła, albo i bez muzyki wesołemi rozmowami i zalecankami długie wieczory zimowe skracała sobie i rozweselała. W domostwie pod dzikiemi gruszami pan Cyryak wnuczkę zapytywał: