Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyna Mruk to miłowanie tak rozumiał i sam w sercu swojem tak mocno utwierdzonem miał, że ta, która pięknego kawałka tej umiłowanej ziemi prawowitą właścicielką była, jemu cale niemiłą być nie mogła. Gdyby ziemi nie posiadała nie lubiłby pewnie dziewczyny, która mu na drodze do świetnego losu stanęła, a za ponurą milczącość, często ją ogarniającą, srogoby może karał. Ale że ziemia od niej pachniała, więc miłując, czy nie miłując, posiadaczkę jej szanować musiał i wszystkim domowym szacunek dla niej nakazał. Syta powinna zawsze być, przystojnie odziana i, pospołu z innymi pracując, nigdy pracą zbyteczną nie obarczana.
Zdaje się, cóż lepszego spotkać może sierotę nad byt taki? A wszakoż, milczącą i obojętną, podczas nawet i niechętliwą, być ona nie przestawała. Czuła widać, że to, czego doświadcza, nie miłowaniem jest, lecz tylko szanowaniem, a szanowaniem nie jej samej, lecz ziemi, której dziedziczką była, okazywanem. Niechby tam zresztą gadała z ludźmi, czy nie gadała, lubiła ich, czy nie lubiła, Mruk pewnie takiemi babskiemi bzdurstwami głowyby sobie nie nadwerężał. Ale najgorszość leżała po tej stronie, że jak amen w pacierzu za mąż pójdzie, i to niebawem, a co za tem idzie, od Mruka ziemię swoją odbierze i z chaty go wygna. Do chaty