Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wielkie miłosierdzie, pod postacią ciszy niezmąconej i ukośnych smug słonecznego światła, słało się po niedużym cmentarzu, o lesisty pagórek opartym. Zdala już widać, jak pośród sosen, pod smugami świateł i cieni, nakształt fal wodnych wzdyma się i opada trawa, a każda fala ma nad sobą krzyż wyższy, lub niższy, niekiedy szary kamień polny z napisem wyżłobionym ręką niewprawną. Cmentarz wieśniaczy, nieduży, na skłonie pagórka śpiący w ciszy wiekuistej, którą mącą tylko śpiewy skowronków, lub jęki puhaczów, szumy ulew letnich, lub grzmoty jesiennych wichrów.
W borku za cmentarzem, wówczas właśnie rdzewiały paprocie i wielkie chabry rozwijały w pełni swe rozczochrane korony. Znowu więc ścieżkami, dokoła mogił wydeptanemi, okrążając sosny wysmukłe, brzozy białe i krzaki róż dzikich, czerwoną rosą bujnych jagód pokropione, szłam ku borkowi, gdy pośród drzew i krzaków ujrzałam równie jak jagoda dzikiej róży czerwoną odzież kobiecą. Była to nie suknia cała, lecz tylko bluzka, której kolor jaskrawy łagodziło rozsypane po niej złoto włosów, długich do pasa, ciężkich, lśniących, prześlicznych.
W tem ubraniu i z tymi rozpuszczonymi włosami Anastazya siedziała na kamieniu grobowym, łokcie na kolanach, a twarz na obu dło-