Strona:PL Edgar Allan Poe-Opowieści nadzwyczajne tom II 173.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był zastój powietrza i gdzie żaden dźwięk nie mógł zakłócić drzemoty polipów.
Byliśmy właśnie w padołach jednej z owych otchłani, gdy nagły krzyk mego towarzysza złowróżbnie zabrzmiał we mroku.
— Spójrz, spójrz! — krzyczał mi w same uszy — Na Boga, spójrz, spójrz!
Gdy tak mówił, postrzegłem światło szkarłatne o mroczącem się i posępnem blasku, które chwiało się u wylotu bezdennej, wchłaniającej nas czeluści i miotało na nasz pokład pełgające smugi rozwidnień. Uniósłszy do góry oczy, ujrzałem widok, który krew mi zmroził.
Na wysokości przeraźliwej, tuż ponad nami i na samem obrzeżu otchłani bujał okręt olbrzymi — pojemności zapewne czterech tysięcy tonn. Chociaż zagnieżdżony na grzebiecie wału morskiego, który go stokrotnie ogromem przerastał, zdawał się rozmiarami przekraczać zakres liniowca lub okrętów Towarzystwa Indyjskiego. Jego niewiarygodnie olbrzymi kadłub miał barwę głęboko czarną, której nie ożywiała żadna ze zwykłych ozdób okrętowych. Pojedynczy szereg dział dłużył się