Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Los jednak i tym razem zawiódł umie — ciągnął szczupły młodzieniec. — Odnotowawszy moje długi, wszedłem do pańskiego numeru, schwyciłem broń...
Tu zamilkł, pocierając sobie lewą dłonią okolice kości krzyżowej.
Proszę sobie wyobrazić następujące położenie: Soterek od kilku dni siedzi mi na karku w sposób haniebny; — obiecujący literat w moim numerze medytuje o najłatwiejszym sposobie wydarcia się krajowemu piśmiennictwu; — odnowiona Pudencjanna marzy o ofiarowaniu mi swojej ręki, a w domu — rządca wypędza prowentowego pisarza!... Zdaje się, że można było pomyśleć samemu o samobójstwie; a jednak... zapierając się własnego ja, postanowiłem rozerwać utalentowanego gościa; — rzekłem więc:
— Spodziewam się, szanowny panie Hiacyncie, że już porzuciłeś zamiar odebrania sobie życia?
— Wyborny jesteś, pułkowniku!... a cóż ja innego mogę zrobić?
— Możesz naprzykład zacząć pracować na chleb...
— Aha... rozumiem! Chcesz mnie pan koniecznie namówić, abym się na nowo wziął do literatury?... Nie głupim!...
Dziwna rzecz, że od kilku minut w umyśle moim nieustannie kojarzył się fakt wypędzenia mego pisarza z apatją zdolnego Hiacynta, pod naciskiem więc takiej kombinacji pojęć odparłem:
— Boże uchowaj, nie myślę pana gwałtem zachęcać do literatury: jest przecież tysiące innych zajęć, naprzykład... naprzykład... gospodarstwo! O ile pamiętam, mówiłeś pan, że się znasz na gospodarstwie?
— Spodziewam się! — odpowiedział Hiacynt. — Ale... nacóż mi się to przyda, kiedy ani piędzi ziemi nie posiadam?
— Hum! No, ale przypuśćmy, że znalazłby się człowiek, który, zapewniwszy panu stosowne wynagrodzenie, powierzyłby ci do zarządu folwark...