Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Więc zaklinam ciebie
Na Boga w niebie:
Powiedz prawdę, nie skrywaj się,
Czy to prawda, że wy kochacie się?...
Bo jeżeli to jest prawda,
Więc to z twojej strony zdrada!
Boś mi przysięgała,
Żeś mnie kochała!
A teraz powiem ci, kiedyś mnie zmaniła,
Wolałbym, żebyś mi sztylet w serce wbiła,
Jakeś mnie zmartwiła!...
Na wieki wieków niepocieszony
ALFONS


Złapawszy takie sprośne i grzeszne obrzydliwości przeciw niewieściemu wstydowi córki mojej wyrychtowane, dobrzem za to Rózi nakiwał, która już dwie doby popłakuje, i w najniewinniejszej myśli nastraszywszy trochę Baltazara Gadzińskiego, niesłusznie mianującego się Alfonsem, który potem gdzieś drapnął, a może i mazią się rozlał. Bo jako nie obmawiam nikogo i czernić nawet wrogów nie chcę, ale powiem J. W. Dziedzicowi, że zaprzaniec ten ani na Mszę Świętą, ani do spowiedzi nie uczęszczał, chłopskie konie w szkodę puszczał, drzewo potajemnie holendrom sprzedawał i od Żydów przeszłego roku kubany przy mierzeniu grochu brał; co, że się dzieje z krzywdą J. W. Pana, donieść i powiadomić jestem obowiązany.
Z tęsknością i serca rozdarciem odsłaniając sromotę jedynej córki mojej przed okiem J. W. Pana, śmiało oczekuję takowego przybycia, który po Bogu najsprawiedliwiej niewinności osądzi i cnotę jako też honor, ostatnie bogactwo nasze, przed chytrością tego bezwstydnika zaasekuruje. Zatem ścielę się pod stopy i przy okazji donoszę,