Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sądząc, że więcej pieniędzy wyciągnie od Małgorzaty, na której koszcie prawie całkiem żyła, porobiła zobowiązania, których obecnie dotrzymać nie może, a widząc, że jej sąsiadka nie przyda się już na nic, nie odwiedza jej nawet. Cały świat ją opuścił. P. de G. dręczony długami, zmuszony był powrócić do Londynu. Odjeżdżając, przysłał nam nieco pieniędzy, robił co tylko mógł, ale mają subhastować i wierzyciele czekają tylko na jej śmierć, by sprzedaż rozpocząć.
„Chciałam zużytkować moje oszczędności, by temu przeszkodzić, ale woźny powiedział mi, że się to na nic nie zda, prócz tego, są jeszcze inne należności. Ponieważ umrze, lepiej jest zostawić wszystko tak jak jest, niż ratować dla rodziny, której ona nie chciała znać i nie kochała nigdy. Nie możesz pan pojąć, wśród jakiej złoconej nędzy umiera biedna dziewczyna. Wczoraj wcale nie miałyśmy pieniędzy. Okrycia, klejnoty, szale, wszystko zastawione, reszta sprzedana, lub zasekwestrowana. Małgorzata wie, co się koło niej dzieje i cierpi ciałem, umysłem i sercem. Wielkie łzy płyną jej po twarzy tak suchej i bladej, żebyś pan jej nie poznał. Przyrzekłam jej, iż napiszę do pana, gdy ona nie będzie już mogła i piszę obok niej. Patrzy w mą stronę, ale mnie nie widzi, na wzroku wisi już zasłona śmierci, a przecież uśmiecha się i cała jej myśli dusza należą do pana — jestem tego pewna.
„Ilekroć drzwi kto otworzy, oczy jej rozjaśniają się i zdaje jej się, że to pan, a widząc, że się myli, na