Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Udałem się do Olimpii, którą zastałem przymierzającą suknię; ta, gdyśmy zostali sami, śpiewała mi dla rozrywki bezwstydne piosnki.
Był to typ bezczelnej zalotnicy, bez serca i rozumu, przynajmniej dla mnie, gdyż może był taki człowiek, co marzył o niej tak samo, jak ja o Małgorzacie.
Zażądała odemnie pieniędzy, dałem jej je i, wolny, poszedłem do siebie.
Małgorzata nic mi nie odpowiedziała.
Nie potrzebuję mówić, w jakim niepokoju przepędziłem dzień następny.
O wpół do siódmej, komisyoner przyniósł mi kopertę zawierającą mój list i bilet pięćset frankowy, bez słówka od niej.
— Kto ci to oddał? — zapytałem się tego człowieka.
— Jakaś, pani jadąca ze swoją pokojówką w omnibusie pocztowym z Boulogne, kazała mi odać to, dopiero wtedy, kiedy powóz całkiem wyjedzie z miasta.
Pobiegłem do Małgorzaty.
— Pani pojechała do Anglii dziś rano o szóstej — odrzekł stróż.
Nic mnie już nie zatrzymywało w Paryżu, ani nienawiść, ani miłość. Byłem wyczerpany temi wstrząśnieniami. Jeden z moich przyjaciół wyjeżdżał na Wschód, powiedziałem ojcu, że chciałbym z nim jechać, mój ojciec dał mi listy i weksle na banki w Marsylii.
W Aleksandryi dopiero dowiedziałem się od jedne-