Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie podejrzywałem nigdy Prudencyi. Nie wiedziałem co jej odpowiedzieć, jak tylko to, że ma racyę; podałem jej rękę, dziękując za radę.
— No, no, porzuć pan te myśli — zawołała — i śmiej się, życie jest prześlicznem, mój drogi, tylko trzeba umieć na nie patrzeć. Poradź się pan swego towarzysza Gastona, o! ten rozumie miłość tak, jak ja ją rozumiem! Trzeba, żebyś nabył tego przekonania, bo inaczej staniesz się nieznośnie podejrzliwym, że obok nas jest piękna dziewczyna, która czeka niecierpliwie, żeby mężczyzna będący u niej, poszedł sobie jak najprędzej, która myśli o tobie, która cię kocha, jestem tego pewną. Teraz chodź pan ze mną do okna i upatrujmy, jak hrabia będzie wychodził, co zapewne wkrótce nastąpi.
Prudencya otworzyła okno, przy którem usiedliśmy tuż obok siebie.
Ona przypatrywała się rzadkim przechodniom, ja marzyłem.
Wszystko to, co mi powiedziała, szumiało mi w głowie i przyznawałem w duchu, że miała słuszność, lecz rzeczywista miłość moja ku Małgorzacie nie mogła się z tem jakoś pogodzić. Więc od czasu do czasu wzdychałem głęboko, na co Prudencya wzruszała ramionami, jak lekarz, który utracił nadzieję wyratowania chorego.
Życie jest krótkiem, mówiłem sobie w duchu, w uściskach zmysłowości! Znam Małgorzatę dopiero od dwóch dni, jest moją kochanką dopiero od wczoraj,