Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ten, któremu otworzyła, zatrzymał się w pokoju stołowym.
Po pewnych słowach, poznałem głos młodego hrabiego de N.
— Jakże się dziś miewasz? — pytał się.
— Źle — odrzekła sucho Małgorzata.
— Czy ci przeszkadzam?
— Być może.
— Jak ty mnie przyjmujesz! Cóżem ja ci winien, moja droga Małgorzato?
— Mój drogi, niceś mi nie winien. Jestem chora, trzeba, żebym się położyła, więc zrobisz mi przyjemność, opuszczając mnie. To mnie zabija, że nie mogę wrócić do domu wieczorem, bez zobaczenia ciebie w pięć minut potem. I czegóż ty chcesz? Bym była twoją kochanką? Ja ci to już sto razy powiedziałam, że mnie dręczysz okropnie i że możesz gdzieindziej się udać. Powtarzam ci dziś po raz ostatni: nie chcę cię, to rzecz skończona, a teraz, bądź zdrów. Oto Nina, ona ci poświeci. Dobra noc.
I nie mówiąc już ani słowa, nie słuchając tego, co szeptał młody człowiek, Małgorzata powróciła do swego pokoju i zamknęła gwałtownie drzwi, przez które prawie zaraz weszła Nina.
— Słyszysz — rzekła do niej Małgorzata — jeśli jeszcze kiedy przyjdzie ten głupiec, powiesz, że mnie niema, lub że go nie chcę przyjąć. Jestem wreszcie zmęczona widokiem ludzi, którzy zawsze jednego żądają, którzy mi płacą i sądzą, że mi nie są nic winni. Gdyby każda poczynająca nasze haniebne rzemiosło,