Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tę kobietę dziś wieczór a jutro zostaniesz zabity, przyjąłbym. Gdyby mi atoli powiedziano: daj dziesięć luidorów a będziesz jej kochankiem, odmówiłbym z płaczem, jak dziecię, które wraz z blaskiem dnia, widzi niknące czarodziejskie zamki nocnego marzenia.
Bądźcobądź jednak, chciałem ją poznać, był to jedyny środek dowiedzenia się, czego się mam trzymać względem niej.
Powiedziałem więc memu towarzyszowi, że obstaję przy tem, by mi pozwoliła się przedstawić sobie i błądziłem po korytarzach, nie chcąc by mnie widziała, co stawiałoby mnie w przykrem położeniu.
Układałem sobie zdanie, jakie miałem jej powiedzieć.
Jakież to szczytne dzieciństwo, ta miłość!
W chwilę potem mój przyjaciel zeszedł.
— Czeka na nas — rzekł do mnie.
— Czy jest sama — zapytałem się.
— Z drugą kobietą.
— Niema mężczyzny?
— Nie.
— Chodźmy.
Mój towarzysz skierował się ku drzwiom teatru.
— Przecież to nie tędy — rzekłem.
— Pójdziemy po cukierki, mówiła mi o nie.
Weszliśmy do cukierni.
Chciałbym był zakupić cały sklep i patrzałem czemby zapełnić pudełko, gdy mój towarzysz zażądał:
— Funt zamrożonych winogron.