Strona:PL Aleksander Dumas-Dama kameliowa.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zemnie a może straszny ten widok zniszczy rozpacz wspomnienia... pan pójdziesz ze mną, prawda?... Jeśli cię to nie nudzi...
— Cóż panu powiedziała jej siostra?
— Nic. Była mocno tem zdziwiona, że jakiś obcy chce kupić ziemię na grób dla Małgorzaty i podpisała zaraz pozwolenie, o jakie prosiłem.
— Wierzaj mi pan, poczekaj z temi przenosinami, aż póki całkiem nie wyzdrowiejesz.
— O, będę silny, bądź pan spokojny! Wreszcie, czuję, że oszaleję, jeśli nie skończę jak najprędzej z tem wszystkiem; to jest potrzebą mej boleści. Przysięgam panu, że się nie uspokoję, dopóki nie zobaczę Małgorzaty. Być może, że to jest palące pragnienie gorączki, marzenie mej bezsenności, wynik mego szału — lecz choćbym potem, podobnie jak pan de Rancé został trapistą, zostanę a zobaczę.
— Rozumiem ja to — odrzekłem Armandowi — i należę do pana; czy widziałeś się z Julią Duprat?
— Widziałem się; o, widziałem ją zaraz, jakiem tylko pierwszy raz powrócił.
— Czy oddała panu papiery, jakie Małgorzata zostawiła dla pana?
— Oto są.
To mówiąc, wyciągnął z pod poduszki zwitek i włożył go tam natychmiast.
— Umiem to wszystko, co jest w tych papierach na pamięć, od trzech tygodni odczytuję je po dziesięć razy dziennie. Pan je także będziesz czytał, lecz później, kiedy się uspokoję i kiedy będę ci mógł wyja-