Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyspowiadał się, przyjął sakramenty. Przychodzę wieczorem, gorączki ani śladu. Wczoraj miał się znacznie lepiej, dziś jest na nogach. Wiele razy w ciągu mej praktyki widywałem taki skutek św. Sakramentów.
CHORY, do służącego. — Przynieś mi kurczę.
KUBUŚ. — Podają; chce krajać, ale nie ma siły, rozskubują mu skrzydełko na drobne kawałeczki; woła o chleb, chwyta łapczywie, robi wysiłki aby zżuć kąsek którego nie jest w stanie przełknąć i zwraca go w serwetę; żąda czystego wina, macza w niem usta i mówi: „Czuję się znacznie lepiej“... Tak, ale w pół godziny potem już nie żył.
PAN. — Wszelako ta dama dobrze się brała do rzeczy... A twoje amory?
KUBUŚ. — A warunek na który się pan zgodził?
PAN. — Rozumiem... Siedzisz tedy w zamku Desglands’a jak u pana Boga za piecem; stara Joanna nakazała młodej Dyzi, aby cię odwiedzała cztery razy na dzień i pielęgnowała najtroskliwiej. Ale, zanim posuniemy się naprzód, powiedz mi, czy panna Dyoniza posiadała jeszcze swój klejnot panieński?
KUBUŚ, zakaszlnąwszy się. — Tak sądzę.
PAN. — A ty?
KUBUŚ. — Ech, mój, to już sporo czasu jak wędrował po świecie.
PAN. — Więc to nie była twoja pierwsza miłość?
KUBUŚ. — Dlaczego?
PAN. — Bo powiadają, iż kocha się tę, której się go oddało, a jest się kochanym przez tę, której się go weźmie.