Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dotknęło mnie, ale nie przylgnęło do mnie. Znam siebie: oddaję sobie sprawiedliwość, iż z natury, uczuć, charakteru, urodziłam się godną zaszczytu należenia do pana. Ach! gdyby mi było wolno mówić swobodnie, wystarczyłoby jedno słowo: a sądzę że miałabym odwagę je powiedzieć. Panie, rozrządzaj mną jak ci się spodoba; zawołaj ludzi; niech ze mnie zedrą te suknie, niech mnie wypędzą w nocy na ulicę; godzę się na wszystko. Jakikolwiek los mi gotujesz, poddaję się z góry: zacisze wiejskie, ustronie klasztoru może mnie na zawsze umknąć twoim oczom: rzeknij, a spieszę spełnić mą pokutę... Nieszczęście twoje nie jest bez ratunku; możesz mnie zapomnieć...
— Powstań pani, rzekł łagodnie margrabia; przebaczyłem ci: nawet w chwili oburzenia uszanowałem w tobie moją żonę. Nie padło z ust mych ani jedno słowo, któreby ją mogło upokorzyć, a jeśli padło, żałuję go. Przysięgam, iż żona moja nie usłyszy nic coby ją poniżało, jeżeli będzie pamiętać, iż nieszczęście w jakie wtrąci małżonka, jest razem i jej własnem. Bądź zacna, bądź szczęśliwa, i spraw abym ja nim był. Powstań, proszę cię, żono, powstań i uściskaj mnie; pani margrabino, nie tu twoje miejsce; pani des Arcis, powstań...
Gdy tak mówił, ona trwała z twarzą ukrytą w dłoniach i z głową opartą o kolana margrabiego; ale, na słowo „żono“, na słowo „pani des Arcis“, podniosła się nagle, i rzuciła się w ramiona margrabiego, tuliła go w ucisku, nawpół dławiąc się z bólu i radości; następnie, oderwała się odeń, padła na ziemię i całowała stopy męża.