Strona:Martwe dusze.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nazajutrz być w mieście dla sporządzenia kontraktu sprzedaży. Cziczików poprosił o listę chłopów. Sobakiewicz z chęcią się zgodził i podszedł zaraz do swojego biura, własnoręcznie zaczął martwych wypisywać, i nie tylko wymieniał ich imiona i nazwiska ale nawet i zalety.
A Cziczików, nie mając nic do roboty, stanął za nim i przypatrywał się jego budowie. Gdy popatrzał na jego barki, szerokie jak u wiatckich mierzynów, i na jego nogi, podobne do surowcowych słupów, które stawiają na krawędzi chodników, nie mógł nie zawołać w sobie: „E! jak téż Pan Bóg ciebie obdarzył! Już ty naprawdę, jak to mówią, nie ładnie skrojony, ale mocno zszyty! Czyś ty się już takim urodził niedźwiedziem, czy téż zniedźwiedziło ciebie ustronne wiejskie życie, roboty w polu i kłopoty z chłopami? Lecz nie: sądzę, że ty byś był zawsze takim, chociażby ciebie byli i modnie wychowali, chociaż byś żył i w Petersburgu a nie na wsi. Ta tylko jest różnica, że teraz spałaszujesz pół boku baraniego z kaszą, zakąsisz wątróbkę wielkości talerza, a natenczas jadł byś jakie kotlety z truflami. Teraz pod twoją władzą są chłopi; ty z nimi jesteś w zgodzie, nie krzywdzisz ich nawet, bo oni twoi właśni i z tém ci lepiéj, a wtedy miał byś pod sobą urzędników, których byś ostro trzymał, bo być zmiar-