Strona:Martwe dusze.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nastało milczenie, Cziczikow nie wiedział, co odpowiedzieć, lecz na końcu rzekł:
— Nie, więcéj nie mogę dać, jak po dwa ruble.
— Już żebyście nie mieli do mnie pretensyi, że za drogo cenię i nic nie ustępuję, niechaj już będzie po siedemdziesiąt pięć rubli za sztukę, ale rubli asygnacyjnych,[1] prawdziwie robię to tylko z przyjaźni.
„Co on sobie rzeczywiście wyobraża?“ pomyślał Cziczików: „czy on istotnie za durnia mnie bierze!“ a głośno dodał:
— Dziwna to rzecz, zdawało by się, że my z sobą gramy komedyą: inaczéj nie mogę sobie tego wytłomaczyć... Zdaje się, że jesteście człowiekiem rozsądnym, macie świetne wykształcenie. Wszak przedmiot to — tfu, tfu! Co on wart, komu on jest potrzebny?
— Wszak wy kupujecie, więc widać, że wam potrzebny.
Cziczikow na taką odpowiedź przygryzł wargi i zrazu zmięszał się. Zaczął mówić o rozmaitych stosunkach familijnych, lecz Sobakiewicz zaraz przerwał:

— Ja wcale nie ciekawy jestem wiedzieć

  1. Rubel asygnacyjny, czwarta część rubla srebrem.